Kazminierz Dominik- żołnierz Armii Krajowej. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Partyzanckim, Złotym Krzyżem Zasługi, Urodzony 23 czerwca 1925 roku w Sandomierzu - zmarł 21 stycznia 2009 roku.
Uczestnik bitwy pod Cebrem por. Kazimierz Dominik "Korsarz" wspomina:
Rozpoczęła się Akcja "Burza". Pewnego dnia po apelu porannym batalionu, który przeprowadził kpt. Mandziara ps. "Siwy" (w tym czasie był szefem sztabu 2pp. Leg.) po przeglądzie powiedział takie słowa: "Ochotnicy wystąp". W oddziałach najwięcej było ludzi młodych, byli też żołnierze, co przeszli kampanię wrześniową. Ale u wszystkich było poczucie odpowiedzialności. Po tych słowach kapitana jak sznurkiem pociągnął. Wystąpiło dużo żołnierzy. Między innymi i ja. Po wystąpieniu ochotników resztę pododdziałów odprowadzono do zajęć. Jak się okazało, najwięcej ochotników było z 7 kompanii. Oficerowie dokonali przeglądu broni, jaką kto posiadał, a szczególnie jej sprawności. A może się ktoś chce wycofać? Takiego przypadku nie było. Było nas ponad 80 ludzi, jak się okazało, dobrze uzbrojonych. Nad całością dowództwo objął kapitan "Siwy". Podzielono nas na dwa plutony po 40 ludzi. Dowódcą pierwszego plutonu był por. Witold Józefowski ps. "Miś", zastępcą porucznik Marian Osuch ps. "Sten", dowódcą drugiego plutonu - porucznik Mędrzycki ps. "Reder". Dowódcą całego oddziału był kpt. "Siwy". Oczywiście byli i dowódcy drużyn. Przeważnie byli to podchorążowie. Mnie przypadło być w pierwszym plutonie, którym dowodził por. "Miś". Resztę dnia już byliśmy zgrupowani, choć nie wiedzieliśmy, jakie zadanie nas czeka. Można się było domyślać, że coś się wydarzy. Nie pamiętam, jak to było z obiadem, bo kolacji nie było. Noc z 4 na 5 sierpnia 1944 roku utkwiła mi w pamięci. Kpt. "Siwy" informuje, jakie zadanie mamy wykonać. We wsi Ceber stacjonuje tabor niemiecki i około 50 żołnierzy obsługujących tabor. Taka wiadomość dodała nam ducha. Zdawało się, że to będzie łatwy kąsek. Wieczorem oddział wyszedł na pozycję wyjściową. Przed północą zatrzymaliśmy się na skraju lasu Malkowice. Kpt. "Siwy" dał rozkaz do natarcia. Pluton por. "Misia" miał za zadanie zdobyć wioskę i ubezpieczać drogę od szosy Iwaniska - Bogoria. Pluton "Redera" miał za zadanie atakować dwór. Tam były ulokowane tabory niemieckie.
Noc jest pogodna, idziemy po łąkach wzdłuż strumienia. Zbliżamy się na skraj wioski, zachowując ostrożność. Wreszcie niespodzianka. Padają serie z karabinów maszynowych. Na szczęście ponad głowami. Dowódca szybko ustala stanowiska, skąd padły strzały i w krótkim czasie zostają one zlikwidowane. Okazuje się, że tam jest większa siła. Ale nie ma odwrotu, przemy do przodu. Niemcy zacięcie się bronią. Ale nasze natarcie jest skuteczne, zdobywamy dom po domu. Z czasem obrona niemiecka słabnie, niektórzy podnosząc ręce do góry, poddają się. Pamiętam, że po zdobyciu jednego z domów weszliśmy do mieszkania i stwierdziliśmy, iż tu kwaterowała starszyzna. Zastaliśmy spore ilości papierosów, konserw i kilkadziesiąt butelek wina, jakieś papiery i maszynę do pisania. Ten widok skłonił do zabrania szczególnie papierosów, bo tego nam najbardziej brakowało. Ale i butelki z winem też kusiły. Lecz dowódca grupy, w której byłem, kategorycznie zabronił. Był to starszy wachmistrz podchorąży ps. "Lot". Sam wziął butelkę i każdemu podał tyle, aby zwilżyć zaschnięte usta. Papierosów można było zabrać dowolną ilość. Po opanowaniu wioski zbliżamy się w kierunku dworu. Tam też walka dobiega końca. Na placu, gdzie były ustawione wozy, nie było koni. Zmuszono jeńców niemieckich do przyprowadzenia koni i zaprzęgania do wozów. Nie do wszystkich wozów było co zaprzęgać. Jednak i tak zdobycz była bardzo cenna. Zdobyliśmy dużo broni, amunicji, środków opatrunkowych, dwie duże kuchnie polowe. Czas naglił, trzeba opuszczać wioskę. Zdobyto cenny tabor, ale i sporą grupę jeńców, których między innymi i mnie przypadło konwojować. Jak się okazało, to w Cebrze była znacznie większa siła niemiecka. Dzięki dobrze przygotowanej akcji nasz oddział odniósł zwycięstwo, ponosząc przy tym niewielkie straty. Było trzech rannych, dwóch ciężko, którzy następnego dnia zmarli. Trzeci przeżył. Był to Bronisław Pała ps. "Cis" z placówki Obrazów. Przerażający obraz pozostał w naszej pamięci, gdy tej nocy mieszkańcy Cebra opuszczali swoje domostwa w obawie przed represjami. Słońce było już wysoko, gdy doszliśmy do folwarku Antoniów, gdzie zatrzymaliśmy się na postój.